wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 25.



Leżała bezruchu na podłodze. Uklęknęłam przed nią i szturchałam ją za ramie wykrzykując jej imię. Po chwili do łazienki wbiegł Michał.
-Lena. - kucnął obok mnie i przytulił do siebie.
-Powiedz, że nic jej nie będzie. - powiedziałam łykając łzy. - Zadzwoń na pogotowie.
Powiedziałam mu jeszcze jaka to jest ulica i opuścił łazienkę. Po jakiś pięciu minutach przyszedł ponownie. 
-Za chwilę będą. - kucnął i ponownie mnie przytulił do siebie.
Bezradnie wtuliłam się w jego ramiona. Łzy, który spływały po moim policzku sprawiały, że bluzka Michała staje się mokra. Po jakichś dwudziestu minutach przyjechało pogotowie. Nie chcieli mi nic powiedzieć, tylko prosili, abym im nie przeszkadzała. Przecież nic nie robiłam, bo Michał mocno mnie trzymał, ale oni jak zwykle mieli jakieś problemy, chociaż było to ich wyimaginowana wyobraźnia. Na noszach wynieśli ją z mieszkania. Wystarczyło, że tylko spojrzałam na Michała, a ten od razu wiedział co chcę. Opuściliśmy łazienkę, a zaraz potem mieszkanie. W ekspresowym tempie dotarliśmy do szpitala. Starałam się czegokolwiek dowiedzieć od lekarzy i pielęgniarek, ale nie chcieli mi nic powiedzieć. Oczywiście byli zajęci plotkowaniem i obgadywaniem tego, co będą robić po pracy. nie ma to jak świetna polska służba zdrowia. Po chwili podszedł do nas lekarz.
-Co z nią będzie ? - od razu podniosłam się z krzesła. - Ona była w ciąży..
-Dziecku i pacjentce nic nie grozi, w odpowiednim czasie wezwali nas państwo. - odetchnęłam z ulga słysząc te słowa. - Musi tylko zostać kilka dni na obserwacji i wypuścimy ją do domu. Ale będzie musiała dbać o siebie. 
Kiwnęłam twierdząco głową po skończeniu monologu lekarza i na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Doktor odszedł, a ja jak małe dziecko rzuciłam się w objęcia Michała. Ten mocno mnie do siebie przytulił i pogładził dłonią plecy. Usiedliśmy na krzesełkach znajdujących się na korytarzu i ułożyłam wygodnie głowę na ramieniu Michała, a ten złapał moją dłoń i zaczął się bawić jej palcami.
-Dziękuję Ci, że jesteś tutaj, ze mną.. - szepnęłam.
-Jestem i będę cały czas. - pocałował mnie we włosy. 

Dwa tygodnie później..

Nadszedł dzień wyjścia Filipa ze szpitala. Bardzo cieszyłam się z tego powodu. Michał wyjechał do Spały, przecież tam powinien być cały czas, a nie tutaj ze mną. Wiedziałam, że ja tam nie wrócę. Ostatnimi czasy miałam dużo spraw na głowie. Wiedziałam, że droga na którą weszłam jadąc do Spały się skończy, bo przecież pewne jest to, że Michał zapomni o mnie tak szybko jak szybko przekonał się do mojej osoby. Jednak starałam się o tym nie myśleć. Przecież najważniejsze było to, że wreszcie Filip wyjdzie ze szpitala i będzie mógł się cieszyć ciążą Karoliny, która nie jest zagrożona. 
Obudziłam się o dziewiątej. Od razu zajęłam łazienkę, bo Karolina jak wchodziła do tego pomieszczenia to przesiadywała tam dobre dwie godziny. Zaliczyłam poranną toaletę i ubrałam się. Włosy spięłam w luźnego warkocza, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam, aby nie zajmować niepotrzebnie tego pomieszczenia. Zeszłam na dół i przygotowałam śniadanie, trochę posprzątałam, bo przecież zanim szanowna Karolina zdecydowała się zejść na śniadanie minęło chyba jakieś półtorej godziny. W spokoju i milczeniu pochłonęliśmy posiłek, po czym w dość szybkim tempie opuściłyśmy mieszkanie. W szpitalu byłyśmy około jedenastej trzydzieści. Od razu skierowałyśmy się do sali Filipa. 
-No nareszcie. - ucieszył się tak jakby trzymali go w tym pomieszczeniu na siłę. W sumie nie dziwię mu się. 
-Cześć braciszku, też się cieszę, że Cię widzę. - jęknęłam pod nosem i podeszłam do niego. 
-Cześć Karo. - podniósł się i podszedł do swojej dziewczyny, po czym czule ją pocałował.
-Darujcie sobie. - wymamrotałam. - Nie przy ludziach.
-Jak Ci się nie podoba to wyjdź. - wytknął w moją stronę język. 
-Masz wszystko ? - stanęłam między nimi z torbą pełną jego rzeczy, a ten aż wysilił się na kiwnięcie głową. - Wiec chodźmy. 
Wyszliśmy z sali. Filip pożegnał się z lekarzem, który życzył mu zdrowia i odebrał od niego wypis. Uradowany podszedł do nas i dosłownie przed moimi oczami pomachał tym świstkiem papieru. Kiwałam z politowaniem głową, aż nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Bez namysłu odwróciłam się i strzeliłam temu osobnikowi z tak zwanego liścia. Chłopak od razu złapał się za policzek, który momentalnie zrobił się cały czerwony. 
-Świetne przywitanie. - moja ofiara odsunęła się ode mnie. 
-Brawo siostra, brało. - Filip poklepał mnie po ramieniu i wraz z Karoliną zaczął się śmiać. 
-Jeeeeeejku ! - krzyknęłam, gdy rozpoznałam ofiarę. 



_____________________________________
No i mamy pierwszy rozdział w Nowym Roku, ha ! ;D
Jak po Sylwestrze ? ;>. Żyjecie jeszcze czy już nie ? ;)


6 komentarzy: